Wyspy wyrwane jak z próbnika decoralu- BURANO + MURANO
W dalszym ciągu jesteśmy w trakcie naszego tripa po Europie, prosto z cichej (no, w sumie dzięki nam to tak nie do końca) Aquilei, przejechaliśmy na wybrzeże, żeby "odhaczyć" obowiązkową atrakcję Włoch- Wenecję. O samej Wenecji pisać nie będę, bo jest już cała masa przewodników i inteligentnych bloggerów, którzy o niej piszą- a tak poza tym kompletnie mi się nie podobała, więc pozwólcie, że spuszczę na nią zasłonę milczenia. Byłam raz i raczej nie wrócę (chyba, że zawodowo). Co innego jednak laguna wenecka...ooo to już kompletnie inna historia.
DOJAZD
Chcąc nie chcąc, trzeba zacząć w Wenecji. Są dwie opcje: albo oglądamy jedną wyspę- kolorową Burano, albo jesteśmy dodatkowo pasjonatami rękodzieła i wybieramy bilet łączony z mniej spektakularną wizualnie wyspą Murano. Jeżeli wybierzecie tę drugą opcję to zostaje wam połączenie kolejowe. Spokojnie, to nie jest żadne pendolino. U nich kolej to także tramwaje wodne :)
rozkład o tu tu!
1. Z dworca Wenecja Santa Lucia vaporetto 3 terminal D
Z tej opcji skorzystaliśmy, jest najbardziej sensowna- najpierw płynie się na Murano i zwiedza swoje, a później do Burano. Jedyny minus- jest naprawdę spora kolejka, przez co jeżeli wcześniej mieliście rezerwację biletów (chodzi o grupy)- naprawdę nie można się spóźnić. Włosi są nieustępliwi- o czym się przekonaliśmy biegnąc całą ekipą przez parking do portu ;)
Później, po zwiedzaniu Murano musicie podejść pod latarnię morską (vaporetto 12) to jest stacja Murano Faro. Stąd po odpowiednim odstaniu w kolejce płyniecie na Burano.
2. Jeżeli olewacie Murano i chcecie tylko wyspę kolorów- z przystanku Fodamente Nove Venice, odpływa zielona linia, która zabierze was bezpośrednio na wyspę laguny. Numer 12. Korzyść z tego jest taka, że na trasie jest krótki postój na Tocello. Można wysiąść, można zwiedzić, można płynąć dalej.
3. Podobne bezpośrednie połączenie jest tramwajem wodnym nr 14 prosto z Placu Św. Marka. Płynąc w dwie strony, powinniście obrócić w 2h.
Zapytacie- dobra, ale ile kosztuje taka zabawa. To jest chyba właśnie jedna z lepszych wiadomości. Na lagunie nie ma czegoś takiego jak bilety jednorazowe. Albo jesteście grupą i wykupujecie usługę na daną godzinę, albo wykupujecie bilety czasowe ważne na terenie całej Wenecji, na wyspach Murano, Burano, Torcello, Lido i w pobliskim Mestre.
7,50 € – bilet 75 min.
20 € – jednodniowy
30 € – dwudniowy
40 € – trzydniowy
60 € – siedmiodniowy
MURANO
Najlepsze klasycznie zostawię na koniec. Murano. Na początek trzeba podkreślić że to nie jest jedna wyspa. Murano to 7 mniejszych wysepek połączonych ze sobą mostami. W dodatku sama w sobie, już połączona tymi mostami jest niewielka. 1,17km kwadratowych powierzchni, to tak jakbyście wyrysowali kwadrat o boku równym długości krakowskie sukiennice- budynek AGH. Mówi się o niej, że jest młodszą siostrą Wenecji- trudno nie ulec temu wrażeniu, jest tutaj całkiem podobnie, tyle że budynki są po prostu dużo mniej zadbane. Z drugiej strony- nic dziwnego, w końcu jest to wyspa typowo hutnicza.
fot. www.viator.pl
DOJAZD
Chcąc nie chcąc, trzeba zacząć w Wenecji. Są dwie opcje: albo oglądamy jedną wyspę- kolorową Burano, albo jesteśmy dodatkowo pasjonatami rękodzieła i wybieramy bilet łączony z mniej spektakularną wizualnie wyspą Murano. Jeżeli wybierzecie tę drugą opcję to zostaje wam połączenie kolejowe. Spokojnie, to nie jest żadne pendolino. U nich kolej to także tramwaje wodne :)
rozkład o tu tu!
Z tej opcji skorzystaliśmy, jest najbardziej sensowna- najpierw płynie się na Murano i zwiedza swoje, a później do Burano. Jedyny minus- jest naprawdę spora kolejka, przez co jeżeli wcześniej mieliście rezerwację biletów (chodzi o grupy)- naprawdę nie można się spóźnić. Włosi są nieustępliwi- o czym się przekonaliśmy biegnąc całą ekipą przez parking do portu ;)
Później, po zwiedzaniu Murano musicie podejść pod latarnię morską (vaporetto 12) to jest stacja Murano Faro. Stąd po odpowiednim odstaniu w kolejce płyniecie na Burano.
2. Jeżeli olewacie Murano i chcecie tylko wyspę kolorów- z przystanku Fodamente Nove Venice, odpływa zielona linia, która zabierze was bezpośrednio na wyspę laguny. Numer 12. Korzyść z tego jest taka, że na trasie jest krótki postój na Tocello. Można wysiąść, można zwiedzić, można płynąć dalej.
3. Podobne bezpośrednie połączenie jest tramwajem wodnym nr 14 prosto z Placu Św. Marka. Płynąc w dwie strony, powinniście obrócić w 2h.
Zapytacie- dobra, ale ile kosztuje taka zabawa. To jest chyba właśnie jedna z lepszych wiadomości. Na lagunie nie ma czegoś takiego jak bilety jednorazowe. Albo jesteście grupą i wykupujecie usługę na daną godzinę, albo wykupujecie bilety czasowe ważne na terenie całej Wenecji, na wyspach Murano, Burano, Torcello, Lido i w pobliskim Mestre.
7,50 € – bilet 75 min.
20 € – jednodniowy
30 € – dwudniowy
40 € – trzydniowy
60 € – siedmiodniowy
MURANO
Najlepsze klasycznie zostawię na koniec. Murano. Na początek trzeba podkreślić że to nie jest jedna wyspa. Murano to 7 mniejszych wysepek połączonych ze sobą mostami. W dodatku sama w sobie, już połączona tymi mostami jest niewielka. 1,17km kwadratowych powierzchni, to tak jakbyście wyrysowali kwadrat o boku równym długości krakowskie sukiennice- budynek AGH. Mówi się o niej, że jest młodszą siostrą Wenecji- trudno nie ulec temu wrażeniu, jest tutaj całkiem podobnie, tyle że budynki są po prostu dużo mniej zadbane. Z drugiej strony- nic dziwnego, w końcu jest to wyspa typowo hutnicza.
fot. własne
Można powiedzieć, że Murano i generalnie cały obszar Wenecji był prekursorem "nowego" szkła. Wcześniej, wyrabianiem zajmowali się starożytni Grecy i Rzymianie ale ich szkło było chropowate i nie tak przejrzyste, dopiero w VIII wieku udoskonalono tę produkcję i aby chronić to dziedzictwo, można powiedzieć "poświęcono" niewielkie Murano na które przetransportowano wszystkie piece z Wenecji i zakładano pierwsze huty szkła. Wenecjanie zwyczajnie bali się, że może wybuchnąć pożar. Widać, że od zawsze mieli problem ze współpracą z żywiołem (patrząc na to co się tam dzieje ostatnimi czasy) .... ;)
fot. blog-italia.com
Istnieje też druga teoria dlaczego przeniesiono wszystkie piece z Wenecji na Murano- ten ruch pozwolił kontrolować wszystkich hutników laguny. Po prostu nie mogli oni opuszczać Republiki Weneckiej, przez co wszystkie tajemnice i sekretne techniki wyrobu zostały tutaj. A co jak co, ale zdradę Włosi traktowali wtedy i teraz bardzo poważnie- za wyjawienie tajemnicy szklanej groziło więzienie A NAWET kara śmierci. Pytanie gdzie tu jakieś plusy bycia hutnikiem- cały dzień w gorącu, nigdzie się nie można ruszyć, z nikim o robocie nie pogadasz... Otóż największą korzyścią z bycia hutnikiem na Murano była wtedy możliwość wejścia w związek małżeński z przedstawicielkami patrycjuszy (najbogatszej warstwy społecznej mieszczan ówcześnie), były także znaczne korzyści finansowe (odpowiednik naszych 13tek, a nawet 14tek) i społeczne.
fot. własne
Miejsce, które musicie zobaczyć będąc tutaj to Museo Vetrario (Fondamenta Giustinian 8- ulgowe 9,5€, normalne około 12€), muzeum sztuki szklarskiej- jedyne takie we Włoszech i jedno z niewielu na świecie gdzie zobaczycie wszystkie techniki i formy wyrabiania szkła. Jeżeli nie Muzeum- w takim razie zachęcam was do wzięcia udziału w pokazie dmuchania szkła w jednej z hut. Nie podaję jednego adresu, bo jest ich kilka na całej wyspie i na pewno je sami znajdziecie, a uwierzcie mi, ten performance naprawdę jest wart każdej ceny. Widok faceta, który z jakiejś bliżej nieokreślonej czerwonej masy tworzy na twoich oczach szklaną figurkę biegnącego pegaza, z wszystkimi możliwymi detalami...jest nie do opisania.
fot. wikiwand.com
Jeżeli z kolei nie chcecie wydawać żadnych pieniędzy- nic straconego. Wyroby z Murano można podziwiać również na ulicy! Kiedy byliśmy tam w maju 2018 roku pod wieżą była wielka kolczasta rzeźba wykonana w całości ze szkła. Myśleliśmy, że to jakaś czasowa ekspozycja na potrzeby jakiegoś święta/ wernisażu lokalnego artysty, ale okazało się, że zarówno ta jak i szereg pozostałych widocznych na naszej trasie, to stałe punkty będące atrakcją tego miejsca i nieustannie tam stojące od kilku już lat bez żadnego uszczerbku na ich jakości i stanie.
A teraz nutka Cebulandii: jak zwykle my- Polacy, też mamy coś wspólnego z tym miejscem. Od nazwy wyspy pochodzi nazwa podwarszawskiej dzielnicy Muranowa a właściwie to pierwotnej posiadłości architekta królewskiego Józefa Bellotiego, który ze łzą w oku wspominał swoją ojczyznę, do tego stopnia, że i tak postanowił nazwać swój pałacyk, później całą dzielnicę. Niestety próżno szukać analogii, choćby w architekturze. Widać, że poprostu Józkowi bardzo się tęskniło do domu i na siłę starał się wprowadzić Italię do Polonii. Z resztą, zobaczcie:
fot. pl.wikipedia.org
Oprócz otoczki hutniczej, miasto ma też kilka zabytków takich jak kościół San Pietro Martire czy bazylika Santi Maria e Donato, ale umówmy się....nie po to przyjeżdża się na Murano ;)
BURANO
I tutaj to jest dopiero raj dla fotografów. Mówi się o niej jako o najbardziej instagramowej wyspie Włoch, najbardziej kolorowej wyspie barw i koronek- wszystkie te określenia są jak najbardziej poprawne.
fot. własne
Wyspa z VI wieku, głównie jest znana dzisiaj z produkcji i wytwarzania koronek a w dodatku były tu najlepsze szkoły koronkarstwa w regionie. Teraz już trochę na mniejszą skalę ale ciągle można kupić wytwory rękodzielnicze- jednak po konkretnej cenie (z resztą tak samo jak na Murano). Niestety, umówmy się. Za renomę się płaci. I to sporo. Niestety nie uświadczymy żadnej starej Włoszki dziergającej na ulicy, ale akurat wyrobów mamy do wyboru całą masę. Od serwet, przez obrusy, skarpetki, bluzki, po ?? w zasadzie nie wiem jak to nazwać. Zakładki do książek? Mini krawaty?
fot. plaamkaa.pl
A skąd te kolory? Tutaj mamy 3 teorie i muszę przyznać, że każda trzyma się kupy.
1. Jako że jest to miejscowość rybacka, to ci malowali swoje domy na jaskrawe kolory żeby po całodniowych połowach, wracając wieczorową porą (wtedy to osiada tutaj strasznie gęsta mgła) najzwyczajniej w świecie trafić i zaparkować pod swoim domem (tak, do każdego praktycznie domu przylega miejsce parkingowe na łódkę).
2. Dzięki temu, że są tak pstrokate i widać je z daleka, rybacy będąc na morzu mogli oszacować ile mniej więcej zajmie im podróż do domu (z mojej perspektywy to wygląda tak, że mogli zobaczyć swoją ukochaną Carmen jak im macha żeby zjechali na ciepłą polentę).
3. No i ta najlepsza. Najbardziej podobająca się mojemu studenckiemu profilowi. Teoria ta mówi, że domy były malowane przez żony rybaków, by ci w stanie wskazującym na spożycie trunków wyskokowych, bezpiecznie trafili do SWOJEGO domu i SWOJEGO łóżka. Mówiłam przecież że Włosi nie tolerują zdrad... ;)
fot. własne
Żodyn nie pomyślał, że taka metoda dekoracji będzie za kilkaset lat hitem dla turystów. A dzisiaj? Dzisiaj jest trochę utrapieniem. Od całych potoków zwiedzających, po wścibskie blogerki i fashionistko-szafiarki które absolutnie MUSZĄ zrobić sobie zdjęcie w twojej futrynie... Słowem mieszkańcy nie mają łatwo. A dodatkowo jeżeli chcą pomalować swój własny dom, to muszą się skonsultować a przede wszystkim poprosić o zgodę władz. Te oprócz samego pozwolenia na sam proces malowania, dają nam zgodę na JEDEN KONKRETNY kolor farby którego może użyć właściciel. Dzięki takiemu zabiegowi Burano jest tak oryginalne a kolory domów, naprawdę rzadko się powtarzają.
___________________________________
Co ciekawe dużo lepiej wspominam te dwie niewielkie wyspy i pobyt na nich, niż Wenecję, która dla wielu była zachwycająca, piękna, wspaniała itd. Jednak cały czar miejsca zdecydowanie odbiera cała masa turystów przewalająca się przez wąskie labirynty ulic w mieście. Ciekawe jak teraz będą wyglądały losy perły nad Adriatykiem...?
Wracając do wysp laguny: to czego najbardziej chyba żałuję, to to że nie mogliśmy zostać i zwiedzić Burano wieczorem. Ten widok przy zachodzie słońca, dłuuuugo po wyjeździe był moją tapetą na komputerze.
fot. pixabay.com
I na koniec nasze uśmiechnięte mordki w poszukiwaniu taniego napitku przy placu świętego Marka. Nawiasem mówiąc tutaj jestem taka hop do przodu- ale po całodniowym nasłonecznieniu miałam opaleniznę na polskiego turystę- milion masków odbitych na ciele.
I od razu moja rada: jeżeli zwiedzacie wiosną/latem- okulary to jest absolutny wymóg. Przy ostrym słońcu, po godzinie mrużenia rozboli was głowa, nie mówiąc już o nasyconych barwach na Burano. Byle jakie, ale warto je mieć :)
fot. własne
#tripyszalone #praktykieuropejskie
Do zobaczenia na trasie!
Ola
W tym wpisie korzystałam z własnej wiedzy, przewodników, notatek, oraz:
plaamkaa.pl/burano-co-zobaczyc/
Komentarze
Prześlij komentarz